Po długiej przerwie coś się pojawia. I tym razem kilku częściowy fan fiction a zarazem crossover Darów i Diabelskich Maszyn. Liczę na coś koło 5 rozdziałów.
Zapraszam do czytania. :)
Wpaść
w pułapkę: 1
"-
Musze cię pilnować – odpowiedziała lekceważąco – Jeszcze uciekniesz.
-
Nie uważaj mnie za tak okropnego. – Czarownik podniósł ręce w geście obrony –
Nie chce przyczynić się do wyginięcia całej linii Lightwoodów. Clave by mnie
zabiło."
Tessa ramię w ramie przemierzała z
Jemem Instytut w Nowym Yorku. Nocni Łowcy ciągle szukali Sebastiana – bez
skutku. Theresa wiedziała, że może im pomóc, a wręcz powinna jednak na razie
szła to po prostu z zamiarem poznania jej rodziny.
Mimo wszystko było to dla niej niekomfortowe, jak i dla Jamesa.
Maryse
Lightwood wprowadziła ich do dużego pomieszczenia w którym znajdowały się trzy
skórzane kanapy. Tess wiedziała, że gospodarze chcieli sprawić, żeby wizyta
przyjęła neutralny odcień.
Zaaranżowane
spotkania nigdy nie wychodziły najlepiej, szczególnie jeśli ich pomysłodawca
się nie zjawiał. Magnus Bane był w rozsypce i oświadczył, że nie postawi nogi w
Instytucie. Tessa i Jem zdecydowali się jednak pójść sami.
- Chciałabym wam przedstawić…
- Tessa – wtrąciła się
szybko, co mogłoby wydawać się niegrzeczne, jednak niekomfortowo czuła się w
tej sytuacji.
- Jem Carstairs –
rzucił jej towarzysz.
Wszyscy zgromadzenie spojrzeli po sobie, każdemu na
ustach cisnęło się jedno pytanie.
- Wow – powiedziała
tylko Izzy i pokiwała głową – Od kiedy Brat Zachariasz zrobił się taki
przystojny?
Blondyn wybuchł śmiechem i ciężko było mu się
opanować. Od kiedy skończył z narkotykiem, zmienił się. Nie był już chudym
chłopcem z porcelany. Oczy ani włosy nie powróciły do swojego pierwotnego
koloru, jednak teraz nadawały mu uroku.
- No cóż – odpowiedział
i poczochrał sobie czuprynę ręką.
- A to jakieś spotkanie
towarzyskie? – zapytał zirytowany Jace – I od kiedy Podziemni, no oprócz
brokatowego księcia, mogą zwiedzać Instytut jak muzeum?
Tessa uśmiechnęła się lekko i utkwiła spojrzenie
swoich szarych tęczówek na nastolatku.
- Mogę cię zapewnić
Jonatanie Herondale, że w mojej krwi jest tyle krwi Rajzjela, ile w twojej.
- Nie masz run… -
zaczął, jednak przerwał kiedy usłyszał dźwięk telefonu komórkowego.
Tess nie zostawała daleko w tyle za technologią.
Spojrzała ze zdziwieniem na wyświetlacz i odebrała.
- Thereso mam spory
problem – zaczął Magnus Bane, a dziewczyna wyczuła ogromne napięcie w jego
głosie.
- Może dlatego, że
przyciągasz kłopoty?
- Nie, to nie tak…
Cecily zostaw mojego kota!
- Cecyli? – zapytała ze
zdziwieniem w głosie, Jem spojrzał na nią, jakby zobaczył ducha.
- Właśnie. Zawsze
mówiłem, że z Herondalami zawsze jest problem. A szczególnie wtedy, kiedy
przybywają z przeszłości.
- Przyjdź tu z nią –
rzuciła szybko brunetka do słuchawki, na co usłyszała tylko siarczyste
wulgaryzmy, jednak po chwili Bane się uspokoił:
- Daj mi pięć minut.
Rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni.
- Upił się – odpowiedział
oschle Jem i usiadł w jednym z foteli.
- Wiem, że go nie
lubisz, ale kto jak kto, po tylu latach życia myślę, że ma głowę do alkoholu –
rzekła Tess i spojrzała na niego z wyrzutami.
James pokręcił głową:
- Zauważyłaś może
ostatnio, że nasz Wysoki Czarnoksiężnik Brooklynu jest wrakiem?
- Ale raczej nie jest
aż tak nieświadomy, żeby wyobrażać sobie Cecyli Herondale!
Zapadła cisza.
Carstairs siedział w milczeniu zawzięcie przyglądając się swoim butom. Magnus
go odpychał… szczególnie teraz. Obydwoje nie wiedzieli, co wprawiło Bane a tak
podły nastrój, ale jego dom wyglądał jakby przeszedł po nim huragan.
Kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły
spojrzenia wszystkich zwróciły się w stronę dwójki przybyszów. Magnus wyglądał
wyjątkowo normalnie w ciemnych jeansach, pstrokatej marynarce i pomarańczowym
szalu.
Cecily była w pełnym stroju Nocnej
Łowczyni. Wysokie, ciężkie buty, do których były przymocowane noże, spodnie z
ciemnego materiały, biała koszula, a na to ciemna kamizelka. Jej błękitne oczy
połyskiwały w podekscytowaniu.
- Tessa! Jem! –
krzyknęła i podbiegła ich przytulić.
- Co się stało
Magnusie? Dlaczego ona tu jest? – zapytała ostro Theresa i spojrzała na czarownika który niemrawo
wzruszył ramionami.
- Nie wiem.
- Jak możesz tego nie
wiedzieć? Może codziennie miewasz gości w przeszłości? – Ostatnie słowo Jem
wymówił z naciskiem.
- Nie ważne jak –
rzuciła Cecily i odwróciła się w stronę Bane – Ważne, że za miesiąc jest mój
ślub, a no cóż, ślub nie może odbyć się bez panny młodej.
- Magnusie – zaczęła
cicho Tessa i pokręciła głową.
- Jak tam James? –
zapytała Herondale i spojrzała na niego z uśmiechem – Ostatnim razem, jak cię
widziałam byłeś trochę markotny.
- Cisi Bracia z reguły
za dużo nie mówią Cecy – wydukał powoli Carstairs. Już zdążył zapomnieć humor
Herondalów.
- Magnusie, wiesz co
się stanie jeśli ona nie wrócił? – zapytała Tess i posłała spojrzenie
czarownikowi – Z nich wszystkich – rzekła i pokazała głową w stronę młodych
Nocnych Łowców – Zostanie tylko Jace i Clary.
Nie potrafiła
odczytać co malowało się na twarzy Bane. Jego kocie oczy lustrowały Cecily, która zaś
przyglądała się badawczo Alecowi.
- Jak to? – zapytała
Izzy, a w jej glosie dało się wyczuć nutkę strachu.
- No bo widzicie –
powiedział Magnus, który w tym momencie skrzyżował ramiona i oparł się o ścianę
– Cecily za miesiąc bierze ślub z Gabrielem Lightwarm’em więc możecie spokojnie
mówić do niej „prapraprababciu”.
- Wiedziałam, że takie
piękne geny muszą się zachować – odparła Cecy i uśmiechnęła się do Aleca.
Cecily zdawała się wnikać we wszystko. Nie
krzyczała, nie była skołowana, lecz opanowana. Jakby na codzień zdarzało jej
się podróżować w czasie.
- Dziwne uczucie kiedy
wiesz co będzie dalej – zauważyła i przenosiła wzrok na pozostałych.
- Jak trafiłaś do
Magnusa? – zapytał Jem i spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
- Jeśli na domofonie jest
napisane Wysoki Czarnoksiężnik Brooklynu, to doprawdy znam tylko jednego tak
napuszonego maga – odparła i machnęła ręką, na co Bane posłał jej mrożące
spojrzenie, jednak nie odezwał się.
- No cóż – zauważył
James – Mieliśmy wam opowiedzieć historię waszych dziadków, Cecy jest niestety
pewnym utrudnieniem.
- Zajmę się tym, ale
potrzebuję czasu – odezwał się Magnus chłodnym głosem.
- Oh, chętnie poznam
Nowy Jork – zauważyła Cecily – No bo trochę czasu ze sobą spędzimy.
- Zostaniesz w
Instytucie. – Bane nie dał po sobie poznać jak bardzo ruszyło go, to co
powiedziała.
- Żebyś mógł uciec,
albo zniknąć gdzieś, a potem znienacka wrócić z rozwiązaniem? Nie ma tak. Chce
wiedzieć co się dzieje – odparła z uporem w głosie.
- Wiem czy grożą
podrożę w czasie, żyje już tyle lat, że… - Urwał czarownik kiedy Herondale
niespodziewanie weszła mu w słowo.
- Czy Camille Belcourt
jest w Nowym Jorku?
Przez chwilę Tessa zdołała ujrzeć strach w oczach
czarownika. Co z tym wszystkim miała
wspólnego piękna wampirzyca?
- Po co ci ona? –
zapytał Magnus beznamiętnie.
- Ta blond małpa
uciekła z Londynu, a no cóż, nie lubię mieć niewyjaśnionych spraw –
odpowiedziała szatynka i wzruszyła ramionami.
- Co zrobiła? –
zapytała Tessa próbują sobie przypomnieć co działo się przed ślubem Cecy, a
jednak – Chodzi o to, kiedy dwa miesiące przed ceremonią pokłóciliście się z
Gabrielem? Wtedy kiedy zniknęliście na tydzień?
- Tak – rzuciła i opadła na kanapę
obok Clary. W jej ślady poszła Tessa i Jem. Magnus jednak nie zmienił swojej
pozycji, nadal nonszalancko pilnował by ściana nie opadła.- Camille nie bez
powodu nie lubi Lightwoodów i Herondale. Oczywiście, to nie tylko moja wina,
ale i naszego kochanego maga.
- Co niby jest moją
winą? – zapytał i uniósł brwi do góry.
- Nie można zapomnieć,
że to kobieta i no cóż, nie oszukujmy się, zawsze miałeś słabość Willa, a ona
była zazdrosna.
- Jaki to ma związek z
Lightwoodami? – zapytał Jem.
- No, powiedzmy sobie,
że zachowałam się jak idiotka i niestety wplątana była w to Camille. Wiecie jak
to jest kiedy idzie się do baru i wypije za dużo. I w dodatku kiedy jest to
rodzinne.
- Zwiała przed tobą z
Londynu? – zapytał czarownik i posłał jej pełne wątpliwości spojrzenie.
- Oczywiście – oburzyła
się szatyna – W dodatku wyklęła mnie i przysięgła zemstę na mojej przyszłej
rodzinie. Więc – powiedziała i zwróciła się do młodszych Nocnych Łowców – Jeśli
kiedyś na waszej drodze stanie ta owa wampirzyca możecie ją ode mnie pozdrowić
i kazać iść do diabła i nie radzę wpaść w jej sidła. Kobita potrafi namieszać
jak nikt inny.
- Nie możesz się narażać
– zauważył Jem i ze spokojem spojrzał na Cecy – Jeśli zginiesz to nie da się
nawet przewidzieć co się stanie. Poradzimy sobie z Camille.
- Ale… - zaczęła
Cecile, jednak Magnus przerwał jej zdecydowanym głosem:
- Nie. Mam cię odstawić
żywą więc to zrobię, ale ty nie będziesz się narażać. Wiem, że wy Herondale to
lubicie. Jednak teraz nie tylko chodzi o ciebie Cecily, ale o całą linię. O
wszystkich Lightwoodów.
Szatynka spojrzała po kolei na wszystkich po czym
zapytała:
- Dobra. Przedstawcie
się, kto taki zabiera mi zabawę.
- Clary – rzuciła
rudowłosa – Clary Firechild.
- Widać, masz włosy
Henry’ ego. – Głos Jema był łagodny, stanowił ukojenie dla wszystkich w sali.
Sprawiał wrażenie osoby, której można zaufać, przy której można czuć się
naturalnie i bezpiecznie.
- Jace Herondale.
- O – urwała Cecy –
Jesteś podobny do mojego ojca, ale masz oczy Tessy.
- Twój ojciec musiał
być wyjątkowy przystojny – odparł beznamiętnie blondyn.
- I nawet był tak samo
skromny jak ty – stwierdziła Cecily.
- Oraz wyjątkowo uparty
i zdeterminowany. – Magnus z uśmiechem na ustach wspominał swoje pierwsze
spotkanie z Edmundem.
- Znałeś go? – zapytała
ze zdziwieniem panna Herondale.
- Tak droga Cecily. To
mi zwierzał się, kiedy nie wiedział co robić. Był w rozsypce, jednak
zdecydował. Między wojną, a miłością. Wybrał miłość. Myślę, że nawet ból
podczas usuwania run z ciała nie był w stanie żeby choć przez chwile żałował.
Macie to po nim. Wy wszyscy. Ta urocza cecha walki o ludzi których się kocha
przypadła każdemu z was bez wyjątku. Tak, Edmund Herondale postąpił należycie.
Magnus przez chwile zawiesił spojrzenie na Alecku,
jednak szybko odwrócił wzrok skupiając się na wyjątkowo nudnym obrazie.
Cecily przez
chwile milczała potem jednak gestem reki nakazała kontynuować.
- Simon – przedstawił
się chłopak o gęstych brązowych włosach.
- Jesteś wampirem –
zauważyła i uśmiechnęła się lekko. – Dalej
- Izzy. Izabelle Sophie
Lightwood – powiedziała z dumą ciemnowłosa.
- Sophie doczekała się
imienniczki – zaważyła Cecy, a kąciki jej ust powędrowały do góry.
- Alexander Gideon
Lightwood.
- Uwielbiam to imię! –
zachwyciła się szatynka, a w jej oczach czaiły się radosne iskierki.
- Ja będę wychodził –
powiedział i oderwał się od ściany – Lecę na ratunek kolejnemu Herodnalowi w historii.
Cecily natychmiast wstała z fotela i podeszła do
czarownika.
- Kolejnemu? – zapytała
i odgarnęła delikatnie opadające na czoło włosy. Ona. Will. Alec.
- Pomagałem twojemu ojcu, pomagałem Willowi i jego
synowi; Jamesowi, Jace’ owi, a teraz
tobie. Kiedy w rodzinie Herondalów dzieje się krzywda to zawsze jest dobra ciocia
Magnus Bane. – odparł lekko i spojrzał na Cecy – A ty dokąd?
- Musze cię pilnować –
odpowiedziała lekceważąc – Jeszcze uciekniesz.
- Nie uważaj mnie za
tak okropnego. – Czarownik podniósł ręce w geście obrony – Nie chce przyczynić
się do wyginięcia całej linii Lightwoodów. Clave by mnie zabiło.
- No widzisz. Nie ma
problemu – zauważyła Cecily – Przecież wiem, że lubisz jak niebieskoocy,
ciemnowłosi Nocni Łowcy kręcą ci się po domu. Obiecuję, nie tknę już Chrucha,
ale futrzak się zestrzał i potrzebuję ruchu.
To był cios, o którego
istnieniu Cecy nie wiedziało. No bo skąd miałaby wiedzieć, że jej prapraprawnku
dzielił kiedyś łóżko z Magnusem Banem?
- Chyba, że masz gości.
Ty lubisz mieć dziwacznych gości, ale zamknę się w pokoju i już mnie nie ma.
Serio – zauważyłam i kiwnęła głową w jego stronę – Nie obchodzi mnie cos się
dzieje w twojej sypialni. Chcę po prostu wrócić do domu.
Alec spojrzał na
Magnusa takim wzrokiem, którego czarownik się obawiał, który raz za razem
sprawiał mu ból.
- Nie – odparł oschle –
Nie miewam ostatnio zbyt wielu gości.
- Idealnie. –
Uśmiechnęła się Cecy – No miło było was poznać. Mam wrażenie, że jeszcze się
spotkamy.
Bane bez zbędnego
pożegnania opuścił pomieszczenie, a Herondale za nim, nieświadoma jak wielu
ludzi zraniła swoimi słowami.