Jedna z moich ulubionych par czyli Magnus Bane i Alexander Lightwood. Krótkie jednoczęściowe opowiadanie którego akcja dziejsie się po zakończeniu Miasta Niebiańskiego Ognia.
Magnus Bane postanawia umrzeć
Kręcił
się po całym domu wyczekując dzwonka do drzwi. Roznosiło go. Cała ta bitwa
wywarła na czarowniku ogromny wpływ. Mimo, że walczył nie jeden raz, to nigdy w
grę nie wchodziła osoba którą kochał. Pierwszy raz podczas bitwy szukał kogoś w
tłumie. Pierwszy raz bardziej na własnym życiu, zależało mu na czymś. Ledwo,
jak przez mgłę pamiętał pole walki. Pamiętał ciosy zadane przez demony
Sebastiena, ale Bane się wylizał. Myślami znajdował się w Instytucie, gdzie
teraz leżał Alec.
Dźwięk
dzwonka wyrwał go z rozmyśleń. Wszystko co dotychczas robił, czynił też dla
niej. Wiele lat temu, kiedy spotkali się pierwszy raz coś w niej go urzekło.
Czuł, że wiele ich łączyło, a drogi którymi podążali nie raz się skrzyżowały.
- Wejdź – powiedział
unosząc kąciki ust do góry i wpuszczając kobietę. Taką ją właśnie pamiętał.
Wysoką, chodzącą z dumnie podniesioną głową.
- Rozgość się – rzucił,
a sam zajął miejsce na dużym, skórzanym fotelu.
Usiadła na sofie
naprzeciwko niego i lustrowała go wzrokiem.
- Theresa – powiedział
i patrzył zielonymi oczami w jej szare oczy – Chciałabym użyć nazwiska, ale
miałbym problem które wybrać.
- Magnus Bane, jak
zawsze ten sam – rzuciła i posłała mu szeroki uśmiech.
- Kawy, herbaty? –
zapytał, na co Tessa przecząco pokręciła głową.
- Słuchaj – zaczął
powoli biorąc głęboki oddech. Nie wiedział, dlaczego tak bardzo go to ruszało,
może bardziej niż o nią, chodziło o niego. Stali przed wyborem – Pamiętasz, o
co prosiłaś mnie w Berlinie w 1927 roku?
- Magnusie… Tak –
odparła i spojrzała na niego z olbrzymim zaciekawieniem ukrytym w szarych
tęczówkach.
- Powiedziałam ci
wtedy, że nie znam i za nic w świecie nie chciałbym znać sposoby na utratę
nieśmiertelności. I tak było. Wtedy bynajmniej – kontynuował czarownik, a jego
kocie oczy utkwione były w odległym punkcie, nieobecne. – Wiele się zmieniło, a
ja, bądź mi świadkiem Thereso, klnę teraz na dar, jakim jest nieśmiertelność –
powiedział i spojrzał prosto w jej oczy – Dobrze wiesz, z resztą, pamiętam, ty
również, jak było po śmierci Willa. Ile cierpienia przynosi śmierć ukochanej
osoby. Wiesz co było idiotyczne? Pomogłem ci, a sam nigdy naprawdę tego nie
przeżyłem. Umierali moi kochankowie, ludzie do których przywykłem, ale, ale
teraz na samą myśl o jego śmierci boję się. Tess, jeszcze nigdy tak się nie
bałam.
Słuchała go w
milczeniu. Była dobrym słuchaczem i dobrym przyjacielem Magnusa Bane’ a.
- Dlatego zacząłem
szukać. Zacząłem szukać czegoś dzięki czemu przestanę być nieśmiertelnym. Alec
nawet próbował zrobić to za mnie – dorzucił ze słabym uśmiechem. Owszem, był
wtedy na niego zły, nawet wściekły, ale realia bitwy sprawiły, że czarownik nie
miał czasu o tym myśleć.
- I muszę ci powiedzieć
Thereso, że znalazłem. – Azjata postawił na stoliku przed kobietą mały, srebrny
flakonik. Drugim, bliźniaczym, bawił się, obracając go w palcach.
Tess drgnęła i
delikatnie podniosła małą buteleczkę, przyglądając jej się badawczo.
- Czy to…? – zapytała
drżącym głosem, a jej oczy błagały o odpowiedzieć.
Magnus mimowolnie się
uśmiechną:
- Tak.
Tessie
milczała i nie spuszczała wzroku z eliksiru. Bane wiedział nad czym myśli, mimo
wszystko nieśmiertelność to dar. A odrzucenie daru to grzech. Niekaralny przez
niebiosa, czasem jedynie przez irytujący głos w naszej głowie.
- Zaczniesz się
starzeć, porównywalnie jak Jem – zaczął i spojrzał na nią spokojnym wzorkiem –
Aż w końcu umrzecie. Może śmierć nie należy do rzeczy najpiękniejszych, ale
myślę, że odejść razem z ukochaną osobą zalicza się do takich właśnie spraw.
- Jak? – Jej głos był
słaby, urwany, na jej twarzy malował się szok.
- Długa historia i
myślę, że niezbyt warta opowiedzenia – rzekł cicho, a ona tylko potrząsnęła
głową w geście zrozumienia.
- Nie podejmuj
pochopnej decyzji, bo nie ma odwrotu.
- A co z mocą, czy ona
zostanie?
- Tak – odpowiedział
Magnus – To nie czyni nas ludźmi, to zabiera nam nieśmiertelność, tylko i
wyłącznie.
- Ja… - zaczęła i
spojrzała na czarownika nieodgadnionym wzrokiem – Nie wiem jak ci dziękować.
- Po prostu zrób z tym
co należy, wykorzystaj to dobrze – wyjaśnił ze słabym uśmiechem.
- Magnusie, to samo
tyczy się ciebie – powiedziała i wstała z kanapy a do kieszeni schowała cenny
flakonik.
- Wiem – odparł krótko,
jednak w jego sercu nadal pozostawało wiele wątpliwości.
- Jeszcze się spotkamy
– rzuciła i wyszła z mieszkania czarnoksiężnika pozostawiając go sam na sam z
jego myślami.
*&*
Magnus Bane szybkim krokiem przemierzał
Instytut. Po skończonej rozmowie z Tessą szybko nałożył na siebie coś bardziej
wyjściowego niż krótkie spodenki i dużą bokserkę. Nie minęło dziesięć minut gdy
stał przed drzwiami kryjówki Nocnych Łowców.
Pchnął
mosiężne drzwi i przeszedł przez próg pomieszczenia. W pokoju siedziała Isabelle, która od razu
posłała mu smutne spojrzenie.
Po bitwie zrobił wszystko co w jego mocy by
pomóc Lightwoodowi, ale był osłabiony, nadal w pełni nie mógł rzucać zaklęć.
- Co z nim? – zapytał
stając obok metalowego łóżka.
- Nic się nie zmieniło
odkąd byłeś tu ostatnio – odpowiedziała ostrym tonem i gwałtownie wstała.
Magnus posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Zrób coś, on już
dawno powinien się wzbudzić! – krzyknęła Izzy, a czarownik drgną z zaskoczenia
nagłą zmianą zachowania dziewczyny. Jednak szybko się otrząsnął i posłał jej
wrogie spojrzenie.
- Myślisz, że bym nie
chciał, że nie zależy mi na tym, żeby odzyskał przytomność?
- W takim razie
zadziałaj coś, runy nie pomagają, Cisi Bracia również twierdzą, że są bezsilni,
ale na Anioła, musi być sposób!
- Izzy – powiedział,
starając się przyjąć łagodny ton – Tu nie chodzi o rany cielesne, bo one się
zagoją. On musi wrócić. Nie zrozumiesz i nie próbuj, ale jak w portalu,
Alexander zgubił się we własnym umyśle.
- To niedorzeczne –
odparła i lekko prychnęła – Jak?
- Widziałaś wiele
demonów Isabelle, ale nie da się spotkać wszystkich podczas osiemnastoletniego
życia.
Dziewczyna odwróciła
się i wyszła, zostawiając Magnusa sam na sam ze śpiącym Nocnym Łowcą.
Bane usiadła na krawędzi łóżka i delikatnie
chwycił dłoń Aleca.
- Wiem, że mnie
słyszysz – zaczął i spojrzał na jego spokojną, śpiącą twarz – Chciałem cię
przeprosić, że nie dałem ci drugiej szansy. Ale, ale to zabolało wiesz? – Czuł,
że głos powoli mu się załamuję – To tak, jakbyś mi nie ufał. Chce żebyś
wiedział, że szukałem czegoś na nieśmiertelność już od dawna. A ściślej, od
momentu pokonania Valetina. Wtedy zrozumiałem, że – wziął głęboki oddech – że
cię kocham i nic nie jest w stanie tego zmienić.
Zamilkł i zamknął oczy
próbując uspokoić swoje serce, które biło niewyobrażalnie szybko. Dużo łatwiej
było mu mówić wszystko Alecowi, kiedy ten był daleko.
- Ze wszystkich rzeczy
na świecie pragnąłbym być z tobą i nie, nie przez wieczność. Nieśmiertelność
zabija wszystko mój drogi. Ale dla kogoś, kto przeżył tyle co ja. Widział tylu
umierających, że ciężko zliczyć możliwość zestarzenia się jest dopiero darem.
Dożycie sędziwej starości dla Przyziemnych jest czymś nieuniknionym, ale
jednocześnie nudnym, a dla mnie…
Urwał i spojrzał na
chłopaka który delikatnie się poruszył. Kiedy nic się nie wydarzyło Magnus
delikatnie przejechał dłonią po twarzy Aleca. Każdy skrawek jego ciał znał na
pamięć.
- Znalazłem to
Alexandrze. Mogę umrzeć. Mogę dożyć swojej starości… z tobą.
- Nie nazywaj mnie
Alexandrem.
Bane drgną i z
wyczekiwaniem przyglądał się chłopakowi. Ciężko mu było wydusić z siebie
chociaż jedno słowo, a gdy to zrobił, ledwo mógł rozpoznać swój głos:
- A-alec?
Lightwood
delikatnie otworzył oczy i zdezorientowany zamrugał kilka razy. Kiedy przeniósł
swój wzrok na Magnusa uśmiechnął się słabo.
- Mówię poważnie.
Możesz mnie nazywać jak chcesz. Przeboleje nawet twoje kociaku czy groszku
pachnący, ale kiedy mówisz do mnie Alexander, czuję się jakby wołał mnie mój
dziadek.
Magnus nie wytrzymał.
Nachylił się nad chłopakiem i złożył na jego ustach delikatny pocałunek.
- Nie wiedziałem, że
potrafisz tak pięknie mówić – zauważył Nocny Łowca, kiedy twarz czarownika
znajdywała się kilka centymetrów nad jego twarzą.
- Bo nie potrafię. –
Słyszał wszystko, pomyślał Magnus, co wywołało w nim uczucie ulgi.
- Teraz szło ci całkiem
nieźle – odparł i lekko podźwignął się na łokciach, żeby ponownie pocałować
czarownika, jednak ten lekko odepchnął go na poduszkę mówiąc:
- Nie przemęczaj się.
Alec lekko prychnął, co
przywołało na oblicze Bane szeroki uśmiech.
- Uwielbiam gdy tak
robisz.
- Magnusie – powiedział
Lightwood i spojrzał poważnym wzrokiem na czarownika – Nie powinienem był
wtedy…
- Nie – przerwał mu –
Nie można stać się więźniem przeszłości.
- Ale daj mi skończyć. –
Alec wyglądał na zdeterminowanego - Byłem
wielkim idiotą. Nic nie dawało mi prawa aby… Po prostu to trudne, kiedy jesteś
z kimś kto żyje osiem stuleci dłużej od ciebie. Naprawdę ciężko mi było to wszystko
sobie ułożyć. To mnie jednak nie usprawiedliwia. Naprawdę, czasem po prostu
chciałbym znać prawdę. Nie obchodzi mnie z iloma osobami kiedyś byłeś, chce
tylko, żebyś tego przede mną nie ukrywał, rozumiesz?
Mężczyzna milczał,
wiedział, ze w tym co mówi Lightwood jest dużo racji. Nie lubił o tym
rozmawiać, jednak powinien. Gdyby bardziej się przed nim otworzył, nie zbywał go
za każdym razem, nie byłoby całej sytuacji z Camille.
- Kiedy tylko wrócisz
do domu czeka nas długa rozmowa.
- Do domu?
Bane uśmiechnął się i
wyciagnął z kiszeniu klucze, które położył na stoliku obok łóżka Nefilima.
- Do domu.
Zapadła cisza, czarownik zbierał się w sobie,
jednak coś ciągle zakłócało jego myśli. A jeśli on nie będzie tego chcieć?
Wyjął
z kieszeni czarnych jeansów mało srebrny flakonik i na powrót zaczął obracać go
w palcach. Nocny Łowca spojrzał z zaciekawieniem na eliksir a potem na Bane’ a.
Otwierał już usta by coś powiedzieć, jednak azjata mu przerwał:
- Sam dokonałem wyboru
Alec – zaczął i spojrzał na niego swoimi kocimi oczami – I chciałem to zrobić
dużo wcześniej niż ciebie, mój drogi, zaczęło to trapić.
- Chcesz to zrobić? –
zapytał Alexander – Chcesz to zrobić dla mnie?
Magnus nachylił się nad nim i przenikliwie wpatrywał
się w jego niebieskie oczy. Nigdy nie przestaną być dla niego piękne.
- Byłbym w stanie
zrobić dla ciebie wszystko – szepnął mu do ucha.
Usiadł wyprostowany i
odkręcił drżącymi rękami flakonik. Bał się, ale był pewien. Widok Lightwooda
utwierdzał go w jego decyzji.
Westchnął i delikatnie
w prawej ręce trzymał eliksir. Spojrzał na swojego ukochanego posyłając mu
uśmiech i pewnym gestem wypił zawartość flakonu.
*&*
Magnus Bane lubił swoją śmiertelność. Dawała mu ona świadomość
że żyje, której nie był w stanie doświadczyć od ośmiu stuleci. Rozkoszował się
tym, że każda chwila jest ostatnią, a czas na wagę złota.
Czarownik, kiedy usłyszał otwierane drzwi uśmiechnął się
lekko. Świat Cieni spał tak spokojnie jak nigdy dotąd, z czego mężczyzna był wdzięczny.
Kiedy stał się ulubionym czarownikiem
Nocnych Łowców nie miał chwili spokoju. Czasami mu to ciążyło, nie narzekał,
jednak nigdy nie był wojownikiem.
Alec oparł się o barierkę obok niego i posłał mu radosny uśmiech.
Magnus lubił sposób w jak uśmiechał się jego partner. Było w nim coś
tajemniczego, a jednocześnie szczerego i bezpośredniego.
- Jak było w
Instytucie?
- Jak zwykle –
odpowiedział Nefilim i odgarnął włosy do tyłu. – A ty co robiłeś przez cały
dzień?
- Widziałem się z
Tessa, bo jutro odjeżdżają.
Magnus wiedział, że
teraz kiedy obydwoje byli śmiertelni, a oni wyjechali do Los Angeles, nie będą
już spotykać się tak często. Pamiętał jak na siebie wpadali w różnych miastach,
w różnych epokach. Ale nie brakowało mu
tego. Ten rozdział miał już zamknięty.
- Mags – powiedział Alec,
a korciki ust czarownika lekko uniosły się ku górze. Tylko on go tak nazywał, z
resztą, nikomu innemu nie pozwoliłby tak robić.
- Tak?
- Chciałbym pojechać do
Wenecji. Znaczy, nigdy tam nie byłem.
Czarownik uśmiechnął
się. Znał każdy zakątek świata, ale nie widział w tym żadnego problemu. Kiedy
zwiedzasz miejsce z ukochana osobą, wszystko
nabiera nowego znaczenia.
- Dla ciebie wszystko
kociaku.
Bane
objął chłopaka i obrócił go w swoją stronę. Nigdy nie mógł napatrzeć się w jego
błękitne tęczówki. Kciukiem podniósł podbródek Lightwooda do który. Alec
przyciągnął go za szlufki od spodni tak, że ich ciała stykały się ze sobą. Czarownik
nie miał pojęcia, kiedy Lightwood stracił całą swoją nieśmiałość, a może przy
nim nie miał jej nigdy? Alexander pocałował Magnusa, z tą samą namiętnością i bezradnością
jak za pierwszym razem, ze wszystkim co miał. Azjata delikatnie pchnął go do
środka i za nim się spostrzegł leżeli już w miękkiej pościeli na wielkim dębowym
łóżku.
Dla
Magnusa Bane dni nigdy nie były tak ciekawe jak teraz.
Twoje zgłoszenie zostało dodane. Przepraszam ale nie dostrzegłam spamownika, jeśli jest to strasznie przepraszam, że zostawiłam tą wiadomość w złym miejscu.
OdpowiedzUsuńChciałam także dodać, że jeśli nie ma kategorii odpowiedniej, to my ją dodajemy, więc nie ma problemu :)
Pozdrawiam Louise :)
świetny fanfick. ciepły i słodki, idealny na zimny, jesienny wieczór. co prawda jestem w fandomie od niedawna, ale to chyba jedna z lepszych miniaturek, jakie do tej pory przeczytałam. właściwie, to nie wiem, co napisać. Magnus i Alec są świetną parą i dobrze się o nich pisze i czyta. twój styl również jest przyjemny ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Uwielbiam twoje opowiadanie i czytałam je chyba z dziesięć razy. Postanowiłam więc napisać w końcu ten komentarz:) Zainspirowałaś mnie do założenia bloga o Magnusie i Alecu^^ ale nie jestem zbyt dobra w pisaniu,raczej beznadziejna, Wiem jednak że jak"w necie nie ma fanfika którego potrzebujesz,napisz go sama!"
OdpowiedzUsuńTak właśnie zrobiłam:))) pozdrawiam i zapraszam na mojego skromnego bloga....
www.herbata-i-opowiadanie.blogspot.com
Dodaję do obserwowanych :))))
Jedna z lepszych miniaturek jakie widziałam *-*
OdpowiedzUsuńZapraszam do sb:
http://historienadeser.blogspot.com/p/szklany-pantofelek.html
Jedna z lepszych miniaturek jakie widziałam *-*
OdpowiedzUsuńZapraszam do sb:
http://historienadeser.blogspot.com/p/szklany-pantofelek.html