Kolejna miniaturka tylkom razem fan fiction Potterowskie, opowiadające pewny moment z życia Roseann Weasley oraz Jamesa Syriusza Pottera.
"- Rosie – zaczął powoli stając przed nią i zagradzając jej drogę. Tak jakby myślał, że będzie próbowała uciec."
Mimo wszystko
James siedział na
schodach prowadzących do Wieży Astronomicznej. Ostatnio zdarzało mu się to
często. Przejechał dłonią po włosach, wzdychając przy tym cicho. Był
kawalarzem, zawsze pełen energii i pomysłów, jednak gdy nikt nie patrzył robił
rzeczy całkiem przeciwne. Potrzebował chwili wyciszenia i przemyślenia,
ucieczki od rzeczywistości. W jego dormitorium, nie miał na to miejsca. Tam
zawsze panowała wrzawa i krzyki, jego współlokatorzy nie daliby mu spokojnie
pomyśleć. Zamkną oczy i opuścił delikatnie głowę, zaplatając ręce na karku. Jego
smutek powoli mieszał się ze wściekłością.
- Jim, wiem że tam
jesteś! – gryfon od razu podniósł głowę gdy usłyszał krzyk swojej młodszej
siostry. Po chwili ujrzał ją w spinającą się po schodach. Uśmiechnęła się na
jego widok. – Wiedziałam, że Cię tu spotkam.
- Jak tam? – zapytała
siadając obok niego na schodach. Była podobna do niego, zawsze uśmiechnięta,
pełna energii i pomysłów, jednak odrobinę wredniejsza.
- A jak może być? –
zapytał wzdychając cicho. Po weselu Teda i Victorie w te święta wszystko się
zmieniło, pogmatwało. Nie tak chciał James.
- Nie zmienisz tego –
powiedziała zaciskając wargi. Kochała go, był jej nie tylko bratem, ale i
przyjacielem. Dzielili swoje wzloty i upadki, o wiele lepiej się dogadywał z
nią, niż z Albusem.
- Lily wiem, ale to nie
powinno się wydarzyć.
- Jasne. Mój pocałunek
z panem młodym też był raczej niespodziewany.
Potter obrócił ze
dziwieniem głowę w stronę siostry.
- Ty… i Ted? – zapytał
z niedowierzenie lekko się jąkając.
Lily zaśmiała się i
spojrzała na brata.
- Niestety.
- Kiedy?
- Godzinne przed
ceremonią. To było dziwne. Ale musiałam to zrobić wiesz. Od zawsze go kochałam,
ale on wybrał ją. – Rudowłosa była twarda osobą, ciężko było ją zranić. Nie
pokazywała ludziom swych uczuć. Jedyną taka osoba był James.
- Lily – dziewczyna
doskonale rozpoznała ten ton w jego glosie. Troszczył się o nią i wiedziała,
jak bardzo teraz przeżywa to z nią.
- Nie ma o czym mówić.
To już pozamiatane.
Siedzieli w ciszy.
Obydwoje przeżywali ciężki okres w życiu. Coś się zmieniło, coś zniknęło, a coś
się pojawiło. James przerwał milczenie.
- Ona jest moja
kuzynką. Najbliższą.
Lily zaśmiała się pod
nosem i lekceważącym tonem powiedziała:
- Pieprzyć to.
- To nie takie proste,
to nie powinno mieć miejsca. Nie miało tak być. Obydwoje byliśmy mocno pijani -tłumaczenia
chłopaka jednak nic nie dały, a jego siostra uparcie stała przy swoim.
- Ale spaliście ze
sobą, nie zmienisz tego Jim. Nie dasz rady cofnąć czasu. Stało się. Nie
odwrócisz biegu wydarzeń. Widocznie tak miało być.
- Skrzywdzę ją –
odpowiedział zmieszany, zamykając oczy podnosząc głowę do góry.
- Jeśli będziesz
próbował zapomnieć, masz racje. Ale ona nie jest Ci obojętna. Ani ty jej. Nie
zorientujcie się o tym za późno. – powiedziała
dziewczyna. Zawsze, w chwilach gdy ludzie poddawali się emocjom, ona potrafiła
zostać opanowana.
- Kocham ją – wydusił
wreszcie z siebie, jakby te słowa parzyły go w gardle. – Zależy mi na niej. Nie
chce jej skrzywdzić.
- Więc nie ignoruj tego
co zaszło między wami. Po prostu porozmawiaj z nią, a obydwoje zdecydujecie co
robić. Nie podejmuj za nią decyzji, że ona tego nie chce.
*&*
Rose mimo wydarzeń z
ostatnich dni nie dawała nic po sobie poznać. W obecności James zachowywała się
całkowicie naturalnie, udając, jakby nic nie miało miejsca. Oszukiwała samą
siebie. Chciała by wszystko posunęło się dalej. Jednak całą ta sytuację zwaliła
na alkohol. Byli rodzina, a ona nie dopuszczała do siebie myśli, że z tego
mogłoby być coś więcej. Nie chciała
mówić nikomu o tym. Wolała zachować i dusić to w sobie. Całe uczucie do
najstarszego Pottera zabić w zarodku. Nie radził sobie z tym jednak. Gdy tylko
go widziała jej serce zaczynało bić szybciej, oddech przyspieszał, a nogi
robiły się jak z waty. Liczyła, w głębi serca, że on wyrazi jakąś chęć rozmowy.
James jednak od kilku tygodniu nie odzywał się do niej. Czasem odburknął jakieś
cześć, ale tylko tyle.
- Może powie nam panna
Weasley? – zapytał nagle profesor Longbottom, a rudowłosa momentalnie oprzytomniała.
Nie wiedziała o czym mowa na lekcji. Mimo jej wielkiej inteligencji, nie
słuchała. Ostatnio nie skupiała się na niczym.
Cała klasa zwróciła się
w jej stronę. Rose napotkała zdziwione a jednoczenie drwiące spojrzenie
Scorpiusa. Wytrąciło ją to jeszcze bardziej z równowagi. On. Jego szare oczy.
Pamiętała tamten dzień, mimo usilnych prób odgonienia go z pamięci. Słyszały
jego głos proszący, żeby poświecił jej tylko te jedyne dwadziesta cztery
godziny. Scorpius. James. Scorpius. James. Chciała uciekać, ale ludzie nie mogą
uciec od własnych siebie.
-
Panie profesorze chodzi o Skrzeloziele.
-
Dobrze panno Watson, prosiłem jednak o odpowiedź Roseann – obruszył się lekko
nauczyciel jednak szybko wrócił do dalszego prowadzenia zajęć.
-
Dziękuje – szepnęła w stronę swojej przyjaciółki Rose. Brunetka uśmiechnęła się
lekko i w znany dla siebie sposób. Były nierozłączne od pierwszej klasy. Mimo
całej sprzeczności Nina Watson była najbliższa osobą Weasley, która ostatnio
czuła się źle, nie mówiąc jej prawdy o przystojnym brunecie z roku wyżej. Chciała
to zrobić, jednak cały ten temat był dla niej czymś innym, czułym punktem.
Odszukała wzorkiem
Malfoya. Tęskniła za nim. Była rozchwiana pomiędzy dwoma mężczyznami. Dlaczego
nie potrafiła zapomnieć o czekoladowych oczach Jamesa? Obaj mieli ważne miejsce
w jej sercu. Obaj byli zakazani i obaj mieli coś w sobie.
„Dajmy
sobie szanse Rosie.”
Obaj to powiedzieli.
Obaj powiedzieli to przed chwila, w której postawili wszystko na jedną kartkę.
Obaj jednak nie potrafili nic dalej z tym zrobić.
*&*
- Nina muszę Ci coś
powiedzieć – Rose usiadła obok niej na łóżku. Były same w całym dormitorium. –
Ale proszę Cię. Nie mów, że to było złe. Nie komentuj. Najlepiej nic o tym nie
mów. Po prostu musze Ci o tym powiedzieć.
Watson popatrzyła na
nią ze dziwieniem. Gdy chciała potrafiła wysłuchać, bez zbędnych pytań.
- Tak?
- Przespałam się z
James Potterem.
*&*
Rose mimo swojej wielkiej przyjaźni z panną Watson,
była bardzo blisko Albusa. Jednak ostatnio jego towarzystwo było dla niej
niewygodne. Był zbyt podobny do swojego strasznego brata. To bolało.
- Naprawdę potrzebuje
Twojej pomocy – powiedział i patrzył na nią przenikliwie swoimi zielonymi
oczami. Tym się właśnie różnili.
- Nie jestem dobra w
sprawach damko męskich – Ross, jeśli miała być szczera, jeśli wchodziło się na sprawy między mężczyznami a kobietami
była beznadziejna. Wszystko to tłumaczy dwóch jej niedoszłych kochanków.
- Ale jesteś moją
przyjaciółką Rose. A ja naprawdę sobie nie radzę.
- Co mam Ci powiedzieć?
Nawet jej nie znam – Rudowłosa miała własne problemy, jednak nie chciała tego
mówić młodszemu z Potterów. Nie chciała wyjść na egoistkę, mimo to często na
nią wychodziła.
„Nie
myśl tylko o sobie Rosie, pomyśl czasem o nas.”
Scorpius. Chciała go
wywalić ze swojej głowy raz na zawsze jednak nie potrafiła.
- Jest Krukonką. Jest
mądra – Roseann Weasley zawsze było stać na coś więcej niż dwa zadania. Jednak
nie ostatnio.
- Dzięki, nie
zauważyłem – skwitował to chłopak.
- Mówiłam, że nie umiem
doradzać!
*&*
Rose szła korytarzem
razem z Niną. Obu dziewczynom ciężko było znaleźć i utrzymać bliższy kontakt z
innymi ludźmi. Były bardzo specyficzne.
- Dziewczyny
zaczekajcie – krzykną ktoś za nimi. Ross rozpoznałaby ten głos wszędzie, który
budził w niej tyle sprzeczności. Nins tylko spojrzała na nią z ukosa.
- Jest problem –
powiedział dobiegająć do nich ze schodów. Obie spojrzały na niego z
zaciekawieniem. - Jutro jest mecz, a naszego biednego Ala dopadła choroba i nie
zagra.
Nina była ścigającą w
drużynie od swojej drugiej klasy. Jej matka należała do Harpi z Hollyhead.
Miała to po prostu w genach.
- Więc pomyślałem –
rzekł lekko zakłopotany, zwracając się w stronę rudowłosej – Że może zagrasz,
Rosie.
„
- Nie wiedziałam że grasz Rosie. Zaskoczyłaś mnie.
- Jeszcze zrobię to nie raz Jimi.”
James. Nie umiała
wyrzucić go z pamięci. Nie wiedziała, że ją o to poprosi. Nie teraz. Nie po tym
wszystkim.
- Mogę spróbować –
odpowiedziała, z lekkim uśmiechem.
- Dasz sobie radę –
powiedział lekko sie uśmiechając –Wierzę w Ciebie.
„Pamiętaj
Rosie, ja zawszę będę cały dla Ciebie, zawszę będziesz mieć we mnie oparcie,
cokolwiek zrobisz.”
Rudowłosa pokiwała
lekko głowa. Chciała z nim porozmawiać, chciała wreszcie wszystko wyjaśnić.
Wiedziała jednak, że gdy to się stanie, odrzuci Scorpiusa. Na razie nie chciała
wybierać, nawet w myślach, nie potrafiła dokonać słusznego wyboru.
- Nie chcę was
zatrzymywać – rzekł chłopak mierzwiąc sobie włosy – Jest już późno, więc nawet
nie mamy jak zrobić treningu. Trzeba zdać się na szczęście i liczyć, że nam się
uda. Nie możemy przegrać. Dobranoc.
James szybko zniknął im
z oczu, a one z powrotem skierowały się w stronę Wierzy. Nie wiedziały gdzie
poszedł Potter, jednak na pewno nie do Pokoju Wspólnego.
Nina była bystra i nie
musiała pytać kiedy gryfon dowiedział się o ukrytym talencie jej przyjaciółki.
Nie na miejscu było by roztrząsanie tego tematu.
- Będziesz rywalizować
ze Scorpiusem – powiedziała tylko patrząc na nią z zainteresowaniem.
- Wiem – odpowiedziała,
a radosny uśmieszek pojawił się na ustach. Chyba tylko tego jej brakowało.
*&*
Kiedy Rose siedziała
przy śniadaniu nie mogła nic przełknąć. Zgodziła się zagrać, jednak dopiero
teraz zdała sobie sprawę z tego co to dla niej oznacza. Ślizgoni nie wiedzieli
jeszcze o tym, jaki zmiany zasłuży w składzie Gryffindoru.
- Cześć dziewczyny –
powiedziała Nathalie, siadając naprzeciwko dziewczyn. Blondynka była krukonką, jednak
mimo to łączyły ją bliskie relacje z Nins i Ross.
- Watson musisz mi
obiecać, że wbijesz Greengrassowi kafla prosto w twarz – zaśmiała się zerkając
delikatnie w stronę stołu ślizgonów.
- Masz to jak w banku –
odpowiedziała brunetka uśmiechając się zawadiacko. – Rose mi przy ty pomoże.
- Zagrasz? – zapytała
zdziwiona Mcmillian, na co Weasley kiwnęła głową. Nikt nie wiedział, że ukrytym
talentem dziewczyny był właśnie Quidditch.
- Nie wiedziałam, że
jesteś w drużynie.
- Nie jestem. Ale Albus
się rozchorował, jak to on i James mnie poprosił – odpowiedziała wzruszając
ramionami dziewczyna. Udawała, że nic to dla niej nie oznacza.
- A co ze
Scorpiusem? - zapytała, ona również
wiedziała o incydencie z uroczym blondynem. Jednak nie miała pojęcia co
wydarzyło się kilka dni później z udziałem Pottera. To rzucało całkiem inne
światło na całą tą sytuację.
- Nic – Rose kryła w
sobie czasem zbyt dużo emocji, nawet przed przyjaciółkami – To tylko zdrowa
rywalizacja.
- Nie Rosie. Wiem, że
czasem, znaczy, wiem, że nie jestem tak blisko was jak wy, ale mimo to znam Cię
i wiem, co to oznacza dla takiej osoby jak ty. Graj dalej, ale to z czasem
zacznie boleć jeszcze mocniej i jak sobie wtedy z tym poradzisz?
Weasley nie
odpowiedziała. Lubiła Nath, jednak zawsze była pomijana. Spory udział miało to,
ze były z innego domu i nie miały jak spędzać ze sobą tyle czasu.
- Zobaczmy się na meczu
– rzekła Nathalie po chwili milczenia i wstała od stołu – Zjedzcie coś obie.
Nie chce was widzieć lezących plackiem na murawie.
Nins zaśmiała się,
jednak i ją przed meczami zawsze nachodziła trema i nie umiała nic przełknąć, a
grała już dobre pięć lat.
- Jak tam? – zapytał
James siadając na miejscu, które wcześniej zajmowała brunetka.
Ile czasu zajmie Rose,
zanim wybuchnie? Mało.
- Dobrze –
odpowiedziała oschle rudowłosa, a gdy chłopak spojrzał na nią, ta tylko
spuściła wzrok. Poczuła jak noga Pottera delikatnie ociera się o jej łydkę.
Chciała mu coś odpowiedzieć, mimo wszystko nie miała ochoty na jego
towarzystwo. Czuła się wykorzystana.
- Wszystko okej? –
zapytał. Ross zastanawiała się czy on naprawdę uważa, ż wszystko to co się
wydarzyło, że ona będzie mogła tak łatwo o tym zapomnieć.
- Ty powinieneś o tym
wiedzieć najlepiej James – odpowiedziała i gwałtownie wstała od stołu. Nie
zwracała uwagi na słowa Ninę i Pottera, po prostu wyszła.
Nie biegła, wiedziała,
że nie ma po co. Okularnik nie miałby tyle odwagi, żeby porozmawiać z nią na
osobności. A Nina znała ją tak długo, że czuła kiedy ta chce być sama.
*&*
Weź
się w garść Rose! Uspokój się do cholery!
Drużyna Gryffindoru właśnie przygotowywali się
w szatni do meczu. Każdy krzątał się gdzieś, potrącają kogoś niechcący
ramieniem. Rose siedziała najbardziej z brzegu, przebrana już w odpowiedni
strój. Szukała wzorkiem Niny, jednak ta przed paroma minutami zniknęła jej z
oczu. Weasley rzadko czuła się zagubiona, jednak teraz miała wielką gule w
gardle i nie była pewna czy zdoła coś z siebie wydusić.
Gdy stare drzwi zaskrzeczały, Rosie miała
nadzieję zobaczyć za nimi swoją przyjaciółkę, jednak myliła się. Przez próg
przeszła właśnie Lucy, ramię w ramię z Jamesem. Pamiętała ich jako najlepszych
przyjaciół, za czasów dzieciństwa, w Hogwarcie nadal utrzymywali soje bliskie
relacje. A Lu zawsze pozostanie ulubioną kuzynką Ross.
- Siema rudzielcu – powiedziała z figlarnym
uśmieszkiem córka Percy’ ego podchodząc do niej. Sposób w jaki zwróciła się do
swojej młodszej kuzynki, był poniekąd wyrazem kpin dla podobieństwa wszystkich
Weasley’ ów.
Lucy jak nic w świecie
ceniła oryginalność, a jej wygląd niczym nie odróżniał ją od rodziny.
- Hej – odpowiedziała i
podniosła się z ławki.
-Cykorek? – zapytała
Lulu taksując ją wzorkiem od góry do dołu.
- Lekki.
- Nie martw się
siostrzyczko. Będzie dobrze. Trzeba pokazać Ślizgonom, gdzie ich miejsce –
rzekła dziewczyna i spojrzała na Jamesa, który prowadził burzliwa konwersację z
Nickiem o taktyce drużyny. – Nie zdarzyło nam się grac w zimę. Jest dopiero
luty i nie wiedzieliśmy, że sezon zacznie się tak wcześnie. Może to przez to,
że w zeszłym semestrze nie było żadnych meczy.
Rose była tu z przypadku.
James nigdy nie dowiedziałby się o tym, że gra, gdyby nie tamta noc. Znowu
nawiedziły ją wspomnienia. Nie lubiła tak łatwo im ulegać, nie miała jednak na
to wpływu.
- Dobra ludzie zbieramy się skopać Ślizgonom
ich obślizgłe tyłki – krzykną Jimi i rozejrzał się po tłumie. Zmarszczył
delikatnie drwi, nie mogąc się dopatrzeć kogo brakuje. Rose już chciała
powiedzieć, gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a Nina wpadła w rozbiegu na
kapitana drużyny.
- Już. Możemy iść –
powiedziała starając się złapać oddech. Potter wskazał głową drzwi, dając znak
aby wszyscy już wyszli. Lucy podbiegła do Nin krzycząc coś, czego nikt nie mógł
zrozumieć.
Gdy wszyscy wyszli
James nie ruszał się z miejsca. Ross skierowała się w jego stronę. Ile to już
nie była z nim sam na sam? Tydzień, dwa, miesiąc?
- Rosie – zaczął powoli
stając przed nią i zagradzając jej drogę. Tak jakby myślał, że będzie próbowała
uciec.
- Spóźnimy się –
odpowiedziała. Chciała z nim porozmawiać, jednak była to rzecz, której ona się
bała, tego co może wyniknąć z ich wymiany zdań.
- Mamy czas – wyszeptał
cicho do jej ucha – Dla Ciebie Rosie zawsze go znajdę.
Rudowłosa
bezceremonialnie go odepchnęła, a widząc zdziwione spojrzenie chłopaka
uśmiechnęła się ironicznie.
- James – powiedziała
powoli patrząc prosto w jego czekoladowe oczy, które tak wiele dla niej
znaczyły – Nie potrafiłeś zamienić ze mną słowa przez ponad miesiąc, a teraz
wszystko ma być okej?
- Nie jest okej Ross,
ale spójrz nie miałem i nadal nie mam za dużego wyjścia – rzekł, mierzwiąc sobie
włosy ręką co sprawiło, że po karku dziewczyny przeszedł dreszcz. Właśnie
takiego zdołała go zapamiętać.
- Miałeś wybór i nadal
go masz, ale to nie jedna rozmowa, zwykłe „cześć” nie naprawi twojej chorej
obojętności, którą darzyłeś mnie przez ostatnie cztery tygodnie – słuchał z
uwagą słów Weasley. Właśnie dlatego była dla niego taka ważna. Bo nigdy nie
stroniła od szczerych słów, a mu to imponowało – Ja nie jestem osobą, która zawsze będzie dla
ciebie Jamesie Potterze. Nie jestem portem do którego możesz sobie przypłynąć,
gdy twój statek zatonie. .
Zamurowało go, a rzadko
kiedy się to zdarzało, że Jim nie wiedział co odpowiedzieć. Miał mętlik w
głowie, taki sam jak Rose. I przypalał się na tym, że on również nie mógł sobie
z tym poradzić. Kilkakrotnie otworzył usta żeby coś powiedzieć, jednak głos
uwiąż mu w gardle.
Dziewczyna chciała go wyminąć w drzwiach, gdy
Potter zrobił coś niezamierzonego. Rzadko kiedy zawrzał na jakiekolwiek
konsekwencje wynikające z jego czynów. Nachylił się nad Rosie i bez żadnego ostrzeżenia
zmiażdżył sowimi wargami, usta dziewczyny. Rudowłosa mimowolnie jęknęła czując
na powrót woń perfum chłopaka. Delikatnie oplotła go rękami.
- Kocham Cię Rosie,
mimo wszystko – szepną jej na ucho James Potter.
*&*
- Już są! Obie drużyny
pojawiły się na boski, zwarci i gotowy do gry! – głos Jordana poniósł się echem
bo błoniach, powodując skupienie wszystkich widzów. Zaczyna się. – Gryfoni i Ślizgoni przeciwko sobie, to będzie
zawzięta walka!
Rose dosiadła właśnie
miotły i wzbiła się w powietrze razem z resztą zawodników. Jej widok tutaj
wprawił większość widzów w zdziwienie. Roseann Weasley była najczęściej
widziana w bibliotece, a nie pośród graczy Quidditcha. Zaczerpnęła głęboki dech
i czekała na gwizdek, oznaczający rozpoczęcie meczu.
- Wzbili się w
powietrze! – krzykną Roger i delikatnie wychylił się za barierkę – Potter,
razem ze swoimi ludźmi: piękna Nina Watson, zawsze marzyłem żeby się ze mną
umówiła – Siedząca za nim McGonagall spojrzała na chłopaka mrożącym wzorkiem –
Już, już pani profesor. Weasley, Walker, Hawthorne, Hadley i – tutaj urwał
patrząc ze zdziwieniem na boisku – Jak widać nie ma z nami Albusa, a zastępuje
go… Roseann Weasley!
Tłum ludzi na trybunach
zaczął bić brawo. Krukoni i puchoni przyłączyli się do wiwatów Domu Lwa.
- Greengrass, Malfoy, Watson, kolejna, która… - nie
dokończył, patrząc na dyrektorką i krzywiąc lekko usta – Zabini, Flint,
Nortwood, Craver.
Wiedziała, że nikt nie
będzie miał pojęcia o jej udziale w meczu. James oświadczył, a właściwie
poprosił ją dopiero wczoraj wieczorem. Nie było dużo czasu, aby uświadomić o
tym cały Zamek.
Elizabeth Lanzar,
obecna nauczycielka Quidditcha zagwizdała w swój srebrny gwizdek, wypuszczając
równocześnie komplet piłek ze skrzyni.
- I ruszyli!
Rose widziała, że musi
jak najszybciej wypatrzyć znicza. Nie chciała, by przez nią Gryffindor wygrał,
jednak pogoda jej nie sprzyjała. Chmury zebrała się nad boiskiem, jakby zaraz
miał spaść śnieg, co całkowicie ograniczyłoby widoczność.
No
dalej Rose. Dasz radę. Musisz.
Latała dookoła,
próbując wypatrzyć małą, złota piłeczkę. Ignorowała głos komentatora, mówiący o
tym, co się dzieje. Dla niej liczyło się tylko złapanie znicza.
Zrobiła lekki unik,
przed nadlatującym tłuczkiem zlatując delikatnie na dół. Jest! Mignął jej przed oczami na moment, a ona szybko zaczęła
kierować się w tamtą stronę. Spojrzała w tył, a gdy dostrzegła za sobą
Scorpiusa, przyśpieszyła.
- Hej Rosie –
powiedział zrównując się z nią, jednak ona go zignorowała, skupiając się na
grze. Zerknęła z ukosa na przystojnego blondyna, a gdy widząc jego radosny
uśmieszek gwałtownie skręciła. Znicz zniknął jej z oczu, a ona nie miała ochoty
na towarzystwo zarozumiałego ślizgona.
- Slytherin zdobywa
kolejne dziesięć punktów. Gryfoni nie są chyba dzisiaj w formie! - po słowach Rogera, na trybunach poniósł się
radosny krzyk ślizgonów, oraz pokrzepiające okrzyki pozostałej części stadionu.
Kiedy Ross była mała,
Hermiona zawsze powtarzała, że jest jak sroka. Umiała wypatrzyć wszystko, co
choć trochę się błyszczy. Do dzisiaj coś jej z tego zostało.
Co i rusz wydawało jej
się, że dostrzega gdzieś Złotego Znicza, jednak okazywał się to być zwykły
wybryk wyobraźni. Malfoy, tak samo jak ona, krążył po boisku.
- Brawo Watson! –
ryknął Jordan, informując o tym, że Gryffindor zdobył punkty – Ciekawe co na to
twoja siostra. Widzę gorąco, gorąco. Jednak co nasz bardzo niepokoi, złoty znicza nie pokazał się nadal. Mam nadzieję, że nowy
nabytek James Pottera spisze się doskonale, bo kto nie chce utrzeć nosa
ślizgonom…
- Jordan! – oburzyła
się nauczycielka transmutacji, słysząc jego subiektywną ocenę meczu.
- Ależ pani profesor,
spokojnie. Wszystko pod kontrolą – powiedział, a wtedy Rosie go zobaczyła.
Wyraźnie, nad obręczami przeciwnej drużyny. Ruszyła, miała nadzieję, że ten
mecz szybko się zakończy. Malfoy nie zobaczył jeszcze złotej piłeczki, wiec
dziewczyna czuła, że ma przewagę.
James, Nina i Joe
pędzili właśnie w stronę Finnicka, obrońcy Slytherinu, podając sobie kafla. Jednak
ścigający Domu Węża byli tuz za nimi. Ross wykorzystując sytuację, wbiła się w
środek ludzi, powodując ogólną konsternację. Leciała prosto na Greengrassa,
który nie widząc co się dzieje, nie zwrócił uwagi na kafla przelatującego przez
prawą obręcz. A dziewczyna tuż przed nim wzbiła się pionowa w powietrze.
- Gryffindor zdobywa
kolejne punkty, z wielką zasługą dla naszej nowej rudowłosej przyjaciółki i
Jamesa Pottera – krzyknął uradowany Roger, ekscytując się coraz bardziej
rozgrywającym się meczem. Na trybunach odbywał się istny szał; większość
stadionów wiwatowała na cześć gryfonów, tylko ślizgoni wykrzykiwali
pokrzepiające hasła do swojej drużyny.
Rose gnała za Złotym
Zniczem. Wiedziała że to on i nie chciała spuścić go z oka. Scorpius nadlatywał
w jej stronę, a ona starała się jak najbardziej przyśpieszyć, co jednak
uniemożliwiała jej stara, szkolna miotła.
- Widzą go! Tak Weasley
i Malfoy lecą łeb w łeb. To wyrównana walka. Czyżby nasza nowa rudowłosa
przyjaciółka dorównywała Albusowi Potterowi? O Scorpius, to było nieładne
zagrania – zauważył, ze smutkiem, kiedy blondyn popchnął Rose, która, gdyby nie
szybki unik, wleciałaby w trybunę.
Ruda zauważyła, że
Malfoy wcale nie dostrzegł Złotej piłeczki, a robi tylko to co ona. Mógł ją
wyprzedzić, jednak nie zrobił tego. Obniżyła gwałtownie lot, podążając za swoim
celem, który znajdował się prawie przy samej ziemi.
Szybciej.
Dostrzegł go. I teraz
Roseann została na straconej pozycji. Nie miała szans na wyprzedzenie Malfoya,
na tej miotle. Był o metr od niej, a do znicza miała jeszcze spory kawałek. W
jej głowie zaczął zradzać się pomysł. Szalony, ale w końcu musiała nauczyć się
czegoś od Jamesa.
Ostatnia
szansa. Teraz Rose.
Tłuczek. Nie widziała
go wcześniej, a teraz pędził prosto na nią, a znicz na nowo zniknął. Malfoy
również nie potrafił go dostrzec, wiec szybko wleciał z powrotem na górę.
Rose skręciła w prawo,
uciekając. przed masywną piłką, gdy wyrosła przed nią Lucy.
- Kolejne punkty dla
gryfonów! TAAAAAAAAAAAAAK! – ryknął komentator a stadion zaczął bić brawo. Wzleciała
delikatnie w górę, obserwując rozgrywkę. James niespodziewanie znalazł się obok
niej.
- Dobrze sobie radzisz
Rosie – uśmiechnął się w nonszalancki sposób, przyprawiając ją o lekki dreszcz.
Ruda zmarszczyła brwi i zaczęła lecieć wprost na Pottera. Wydawałoby się, że
zaraz na niego wpadnie, ale w ostatniej chwili
skręciła w prawo.
- Weasley widzi Znicza,
czy aby na pewno? – Jordan niepewnym głosem skomentował sytuację z boiska, lecz
nagle na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech – Tak, Rose widzi Znicza i leci
prosto po zwycięstwo!
Dzięki
Roger.
Rose wiedziała, że
Scorpius niedługo ją dogoni, a mała, złota piłeczka znajdowała się zaledwie
kilka cali od jej wyciągniętej reki, gdy nagle zaczęła zlatywać w dół. Rose nie
myśląc za wiele wychyliła się i obróciła całą miotłą do góry nogami. W
ostatnich chwili złapała w palce Złotego Znicza.
- Co robi nasza nowa
rudowłosa przyjaciółka, czyżby próbowała…. Ma znicza. TAAAAK! – Roger podniósł
się z miejsca przyglądając w podekscytowaniu akcji, dziejącej się na boisku -
GRYFFINDOR WYGRAŁ! – ryknął, a zaraz za nim cały stadion. Rose wróciła do normalnej
pozycji i razem ze wszystkimi graczami, trzymając rękę ze zniczem wysoko
podniesioną nad głową, zaczęła zlatywać w dół.
Gdy jej stopy dotknęły
ziemi, cała drużyny rzuciła się żeby pogratulować Rose. Nikt nie spodziewał
się, że Weasley gra aż tak dobrze.
- Gratulacje Ross
- powiedziała Nina rzucając się na swoją
przyjaciółkę, odcinając jej dostęp tlenu.
- Weasley’ e mają to we
krwi Młoda – zaśmiała się Lucy i mrugnęła do Roseann. Odeszła delikatnie na
bok, odciągając pannę Watson, żeby inni mogli pochwalić i podziękować jej kuzynce.
Wszyscy gracze gryfonów
uścisnęli dziewczynę, ostatni podszedł
James, z radosnym uśmiechem malującym się na twarzy.
- Wiedziałam, że ci się
uda – powiedział, niepozornie ją przytulając. Dziewczyna mimowolnie nie
chciała, aby takie chwile się kończyły. Klnęła się w duchu, za to, jak bardzo
uczuciowa się przez niego stała. Kiedyś, taka nie była.
Tłum uczniów wlał się
na boisku, chcąc jak najszybciej pogratulować szukającej. Kąciki ust Pottera
podniosły się do góry, kiedy odchodził żeby ustąpić miejsca innym.
*&*
Pokój Wspólny
Gryffindoru nie mógł zasnąć. Donośna muzyka rozbrzmiewała po całej wierzy, a
butelki po alkoholu były wszędzie. Zaraz po wygranym meczu James razem ze
swoimi przyjaciółmi udał się do Hogsmead po zapasy trunku na całą noc.
Rose była dzisiaj na
językach całej szkoły, co było dla niej sporym zaskoczeniem. Mimo wszystko
jednak cieszyła się ze zwycięstwa.
Zbliżała się godzina pierwsza, pijani uczniowie zdążyli już powędrować
do swoich łóżek, lub niektórzy zostali w salonie dyskutując, śmiejąc się i
podtrzymując ducha zwycięstwa.
Nina ponad godzinę temu zniknął z salonu w
towarzystwie Nickolasa. Od dawna wiedziała, że miedzy jej przyjaciółką, a
przystojnym obrońcą gryfonów jest cos na rzeczy. Ross cieszyła się, ze
szczęścia panny Watson. Przyjaźniły od sześciu lat, więc znały się praktycznie
na wylot.
- Hej Rosie – usłyszała
za sobą czyjś głos i od razu drgnęła. James.
Chłopak usiadł na kanapie obok niej, uśmiechając się lekko.
- Cześć- mruknęła
cicho, starając się na niego nie patrzeć. Budził w niej zbyt wiele
niepożądanych uczuć. Nie lubiła być taka
bezbronna wobec kogoś, a wobec Jimi’ ego nie miała sił.
- Dobrze grałaś –
powiedział patrząc na nią swoimi czekoladowymi oczami. Delikatnie przeczesał
ręką włosy, co spowodowało jeszcze większy nieład na jego głowie.
Rose nie chciała z nim
rozmawiać, nie kiedy nie wiedziała na czym stoi. Nie odzywali się do siebie
przez miesiąc, a wczoraj nagle zaoferował jej zagranie w meczu. Dzisiaj rozmawiał z nią jak gdyby nigdy nic.
Nie chciała tak, a co ważniejsze, nie umiała.
- Rosie? – zapytał
patrząc na nią przenikliwie i czekając aż podniesie głowę, żeby na niego
spojrzeć – Przepraszam. Zachowałam się jak kretyn. I wiem, nie powinienem był,
ale zrozum…
Nie dała mu dokończyć,
podniosła się miejsca ruchem głowy
wskazał na wejście do Pokoju Wspólnego.
- Przejdziemy się?
James wstał i chwycił
Roseann za ręka. Przeszli przez Portret i ruszyli korytarzem. Szli w ciszy,
żadne z nich nie potrafiło się odezwać. Potter rysował kciukiem kółeczka na
dłoni dziewczyny.
Nie wiedziała ile
zajęło im dojście na Wieżę Astronomiczną, jednak była pewna, że niedługo wybije
godzina druga.
Rosie westchnęła cicho swoją
dłoń z i oswobodziła uścisku Jamesa. Oparła się o balustradę i zamknęła oczy.
Wiatr delikatnie rozwiał jej włosy, a zimny powiew powietrza sprawił, że na jej
twarzy zakwitły rumieńce.
- Jesteś piękna - powiedział delikatnie odganiając włosy z jej
twarzy. Ross otworzyła oczy i cicho prychnęła.
- I co? Jest okej
prawda?
- Nie Rose, nie chodzi
mi o to – próbował wytłumaczyć się Potter. Rozłożył ręce w geście bezradności –
Ale to nie tak, że nie chciałem…
- Jasne – przerwała mu,
a jej głos kipiał ironią – Lepiej było obściskiwać się z każda napotkaną
blondynka?
- Jesteśmy rodziną… -
zaczął, i delikatnie przybliżył się do dziewczyny. Był od niej wyższy więc,
musiała zadrzeć głowę do góry, aby spojrzeć mu prosto w oczy – Bliską, a nawet
bardzo. A wtedy byliśmy pijani…
- Alkohol mąci ludziom
w głowie prawda? – zapytała i zachichotała sarkastycznie.
- Tego nie
powiedziałem. Proszę – spojrzał na nią z czułością, co nie zdarzało się od
dawna – Daj mnie dokończyć. Bez zbędnych pytań. Nie jest łatwo mi to mówić.
- Dobrze – szepnęła
cicho i zadrżała z zimna. Miała na sobie jedynie koszulkę, a był dopiero luty. Jim
widząc to zdjął swoją bluzę i narzucił ją na ramiona rudowłosej. – Nie trzeba…
- Trzeba – uśmiechnął
się James. – Rosie – powiedział, zbliżając się do niej. Dziewczyna dotykała
plecami zimnej barierki, a ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. – To
nie był dla mnie łatwy czas. To co wydarzyło się miedzy nami na weselu, było…
zaskakujące. Już od dawna byłaś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjaciółką i
zdałem sobie sprawę, że nie darzę Cię takim uczuciem, jakim dzieli się rodzinę.
Wiesz, bałem się, że gdy zrobie coś źle, rozwalę wszystko. Kochałem Cię, ale
nie miałam pojęcia, że czujesz to samo. I na weselu, alkohol zrobił swoje. Nie
żałuje tego Rosie. Przez miesiąc nie potrafiłem nawet na Ciebie spojrzeć bo po
prostu nie wiedziałam, czy to wszystko było prawdziwe. Czy naprawdę zadziałał
tylko alkohol czy chciałaś tego. Gdyby nie wsparcie Lily, pewnie nawet nie
byłoby nas tutaj. Bo widzisz, ja od razu skreśliłem wszystko. Wieczny
optymista, uznałem, że jestem ci całkowicie obojętny.
- Nigdy tak nie było-
przerwała mu cichym szpetem, na co on tylko pocałował ją w czoło i kontynuował:
- Nigdy nie chciałem cię
skrzywdzić, a bałem się, że gdy zrobie jakikolwiek ruch, to to się stanie.
Rose nie wiedziała co
powiedzieć. Ona też miała ten problem.
- Nie chciałam z tobą
rozmawiać, bo również bałam się tego, że dla Ciebie była to tylko jedna z wielu
nic nie znaczących nocy – odpowiedziała i spuściła wzrok. Była szczera, nie
ukrywała nic przed nim, nawet tego, co wiedziała, że go zaboli.
- Przykro mi kochanie –
powiedział i przytulił ją do siebie – To nie powinno być tak. Zaczęliśmy… Źle
to wszystko się rozpoczęło.
- Ja też.
Jim westchnął cicho i
delikatnie pogładził ją po plecach.
- Jeśli będziesz
chciała – zaczął, jednak ona weszła mu w słowo:
- Chce, ale się boje.
Bo Roseann Weasley zawsze bała się uczuć, bała się bólu z nimi związanego. A teraz nie łatwo mi jest
to wszystko mówić akurat tobie.
- Jesteśmy kuzynami. To
nie powinno się wydarzyć, nie powinniśmy czuć do siebie nic takiego –
powiedział brunet i spojrzał na dziewczynę wyczekująco – Oni nie zrozumieją, a
nie chce tego trzymać w tajemnicy.
- Może zrozumieją, nie
musisz pisać im tego w liście przecież, a Al czy Luce myślę, że nie będą mieć
nic przeciwko – zauważyła Rose, nie chciała tego zatajać, jednak wiedziała, że
reakcja ich rodziców nie będzie zadowalająca.
- Jakoś to będzie
Rosie, obiecuje – powiedział i nachylił się żeby ją pocałować. Nie chciał być
zaborczy, delikatnie dotknął swoimi ustami jej warg. Na weselu mieli dla siebie
jedną noc, która mimo wszystko wykorzystali w pełni. Przejechał językiem po jej
górnej wardze, tak, że Ross zadrżała. Był zadowolony z tego, jak działa na
rudowłosą.
- Kocham Cie Jamesie
Potterze – powiedziała zanim na powrót zatopiła się w jego ustach. Przejechała
dłonią po jego torsie. Doskonale pamiętała jego kształt.
- Kocham Cię Rosie,
mimo tego wszystkiego, obiecuje, że jakoś to będzie – szepnął jej do ucha i
uśmiechnął się zawadiacko. Każdy z Potter’ ów
miał słabość do rudych kobiet, a Jimi oddziedziczył to z całą pewnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz